Obserwatorzy

piątek, 7 grudnia 2012

Śnieg.

Co prawda śniegową apokalipsę zapowiadano już wczoraj. W mediach. W pracy. W szkole.Temu zawdzięczam pozostanie dziś w domu. Sypać miało zacząć wieczorem, ale nie sypało. Za to rano! O ho, ho. K. na pewno spóźnił się na egzamin z biologii, ale ręczę, że jest jednym z nielicznych co dojechał! Już za samo to powinien mieć zaliczenie! Ciekawa jestem czy nauczyciele dotarli.
Dzieci w tutejszych szkołach mają sesje egzaminacyjne w ciągu roku. Kilka. Poza tym nieustanne małe egzaminy, powiedziałabym kartkówki. Myślę, że to system dużo lepszy niż w Polsce. Wymusza bycie "na bieżąco", czyli mózg ciągle się ćwiczy. Nie ma takich zaległości w nauce i do sesji egzaminacyjnych podchodzą uczniowie jakby z marszu, bez takiego stresu. W końcu jeden egzamin w tą lub w tamta stronę. Nauczyciele tez nie maja problemu z wystawieniem oceny, bo naprawdę jest z czego wziąć średnią! A uczeń "nierówny" jak mój syn, jeśli jest istotą myślącą to potrafi zarządzać swoimi ocenami i zawsze podnieść swoją średnią jeśli tylko chce. Poza tym powtarzanie tej samej klasy nie traktuje się jak dopustu bożego i wstydu! Zostawia się nawet uczniów zdolnych, ale na przykład jeszcze społecznie niezbyt dojrzałych, by dorośli w międzyczasie, nauczyli się autonomii, zarządzania czasem i własnymi zasobami.
Na wagary też są dużo mniejsze szanse niż w polskich szkołach. Nie ma cie na pierwszej lekcji? Natychmiast telefon do rodziców! Spóźnisz się na lekcję - marsz do "edukatora" ( to chyba "po naszemu" pedagog szkolny). W południe dzieci mają normalną godzinę na lunch. Moga zostać w szkole na obiad lub być odebranymi przez rodziców.Młodzież samodzielnie wychodzi na godzinę ze szkoły. Ale uwaga, mógłby się ktoś mylić, jesli myśli, że spóźnialskich nie czeka kara. Zabałamucisz z jedzeniem w miejskim snacku, czy Mc Donaldzie? Przy bramie do szkoły czeka osobiście dyrektorka. I - znów marsz do edukatora! A ten może zastosować różne środki: od zostania w kozie poprzez prace fizyczne na rzecz szkoły.
Rodzice nie zaniedbują edukacji i zwłaszcza frekwencji swoich pociech, bo w przeciwmym razie odczuwają to dotkliwie - w postaci finansowych kar, aż do sprawy w sądzie. I tu prawo reaguje natychmiast. Nie ma, że dziecko wagaruje dwa tygodnie i dopiero "rusza się" rodziców.
Jednym słowem organizacja tego szkolnego bajzlu nawet mi się podoba. Bardziej niż w Polsce.
Kończę i wracam do pracy. Siedzę sobie ubrana cieplutko i "teleworkuję". A za oknem jest tak:





2 komentarze:

  1. I particulary love the first picture...

    Pierre

    OdpowiedzUsuń
  2. Raz muszę tu wpaść na spokojnie poczytać, cieszę się, że powstał ten blog ;) bardzo lubię czytać Twoje przemyślenia i zbyt bardzo Cię szanuję aby przelecieć wzrokiem po poście i napisać w komentarzu byle co. Dlatego postaram się tu wrócić i nadrobić zaległości ;*

    OdpowiedzUsuń