Czasem gdy wyczuwam fałsz dostaję dziwnego lęku, który nazywam trzepotaniem skrzydeł duszy. Coś, czego nie moge w racjonalny sposób wytłumaczyć. już trzeci raz , co prawda na przestrzeni dwóch lat spotykam sie na parkingu dużego sklepu z dziwnymi ludźmi. To Afrykańczycy, którzy zbieraja pieniądze na organizacje charytatywne walczące z wyzyskiem i bestialskim traktowaniem kobiet w Afryce. podsuwają ludziom pod oczy listy do podpisania i wyświechtane skrawki gazet ze zdjęciami torturowanych, afrykańskich kobiet. Nie byloby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że robią to jakoś tak w pośpiechu, nahalnie, biegaja po całym parkingu i równie w pośpiechu odjeżdżają. dziś tez ich spotkałam. Raczej nie wygladaja na obrńców praw człowieka, wręcz odwrotnie. Maja twarze bandziorów. Dzis zauwazyłam jak pospiesznie odjeżdżaja jakimś niedużym samochodem z francuskimi tablicami rejestracyjnymi. Mam słabą pamięć do liczb, więc nie zapamiętałam numeru, a nie miałam czym zapisać. Bardzo żałuję. może niesłusznie podejrzewam ludzi, na ogół jestem bardzo ufna i bez wahania dorzucam grosik na zbożny cel. Ale tu coś mi nie gra... byłabym spokojniejsza, móc sprawdzić te numery. Mam znajomego policjanta, który mógłby to pewnie zrobić. A tak? Ciekawe, czy się jeszcze pojawią na parkingu. Dziwi mnie również fakt, że ci Francuzi przyjechali zbierać te pieniądze do Belgii w małej podbrukselskiej miejscowości...
Co o tym sądzicie?

Jak nazwać blondynkę toffi, która zmagając się z brakiem samodyscypliny niecodziennie pisze dziennik? Jestem Toffinka, czyli toffi blondynka. Że brzmi to trochę infantylnie? Nie szkodzi. Z dziecka sie do końca nie wyrasta, wtedy świat jest piękniejszy! Uprzedzam, że nie będzie tu żadnego trollowania, bo nie lubię się denerwować z powodu internetowych frustratów. Moderuję! Cenzuruję! Jak chcecie to czytajcie, a jak nie chcecie to nie. Ja po prostu piszę sobie... bo lubię :)
Obserwatorzy
sobota, 12 stycznia 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nigdy nie daję i nie dam złamanego grosza takim ludziom. Jak tylko mam okazję i znam język w którym mogę się z nimi dogadać, to jeszcze zadam im parę kłopotliwych pytań. Oczywiście na tyle głośno, żeby inni ludzie przystanęli i obserwowali. Jakoś szybko wtedy znikają...
OdpowiedzUsuńOstatnio we wrześniu w Santiago de Compostela chodziły jakieś takie dziewczątka z listami do podpisania. Nic nie mówiły, tylko podtykały ludziom pod nos tabliczki z listą na której było kilka podpisów. Jak ktoś podpisał, to pokazywały, że tam u góry było napisane, że dali kilka euro. Ludziom jest głupio, że może ktoś będzie miał przez nich kłopoty, więc dają. Nic się nie da wytłumaczyć, bo robią wrażenie, że nie mówią i nic z tłumaczeń nie rozumieją.
Zwykle naciąganie i tyle.
Dziwię się ludziom, którzy nie dają się oszukać w sklepie na 10 centów, że płacą bo nie potrafią odmówić.
No, ale ja może niedzisiejszy jestem... :-)
Nie nie dzisiejszy, realistą jesteś. Właśnie pamiętam, że przedostatnio tez dopadli mnie na tym parkingu, zapytała o jakieś identyfikatory tej akcji, cos co może potwiercić ich autentyczność. Cos tam tylko zamamrotali pod nosem ciskając w moim kierunku błyskawice i też szybko się ulotnili. Niesmak pozostał, a teraz znowu się pojawili... i znów zbyt szybko... bardzo załuję, że nie zapaniętałam tych numeów. Wniosek: koniecznie nosić ze soba coś do pisania. Miłej niedzieli.
UsuńNabieracze pospolici a moze i gorzej...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith