Tak sobie szperając w albumach trafiłam na te zdjęcia i skojarzyły mi sie z Mrocznym i jego Mordorem. Odsyłam do postu zamiast gadać po próżnicy. Ostatnio nie chce mi się nic pisać na Toffince, ale żeby nie zdechła całkowicie to czasami wrzucam jakąś fotkę ( w myśl zasady: raz zobaczyć...) I czekam na przypływ toffinkowej weny.

Jak nazwać blondynkę toffi, która zmagając się z brakiem samodyscypliny niecodziennie pisze dziennik? Jestem Toffinka, czyli toffi blondynka. Że brzmi to trochę infantylnie? Nie szkodzi. Z dziecka sie do końca nie wyrasta, wtedy świat jest piękniejszy! Uprzedzam, że nie będzie tu żadnego trollowania, bo nie lubię się denerwować z powodu internetowych frustratów. Moderuję! Cenzuruję! Jak chcecie to czytajcie, a jak nie chcecie to nie. Ja po prostu piszę sobie... bo lubię :)
Obserwatorzy
czwartek, 21 listopada 2013
czwartek, 14 listopada 2013
wtorek, 12 listopada 2013
Jeszcze raz Mechelen i krótka dygresja o straszeniu dzieci.

To taki trochę roboczy post, a raczej powiedziałabym - szybka "wrzuta". Tak mnie zauroczyły domy stojące wzdłuż kanału w Mechelen, ze postanowiłam je zebrac do kupy i pokazać w jednym miejscu. Część z nich ujrzało dzienne światło przy okazji modowego postu na la violette. Na "Toffince" skupiam sie raczej na architekturze, niż na modzie.
A tak przy okazji z zupełnie innej beczki. Czy widzicie nieraz mamusie nie radzące sobie z pociechami i w głębokiej desperacji uciekające sie do straszenia dzieci Bogu winnym społeczeństwem? Jak mnie to wkurza, kiedy widzę wrzeszczące dziecko i mumusię szepczącą:" Bądź grzeczny(a) bo ta pani cię zabierze! O, już po ciebie idzie!" Oczywiście nie dziecko mnie wkurza, ale bezradna mama. Straszono juz mną, słyszałam też jak straszy się panią ekspedientką, pania lekarką, a ostatnio księdzem w kościele: "Zaraz ksiądz przyjdzie i cię zabierze jak nie przestaniesz, zobaczysz!"
Podobnie wkurzają mnie panie szalejące wśród wieszaków z ciuchami i wrzezczące na nudzacego się w wózku malucha. Nie żebym była taka święta, też zabierałam syna jak był mały na zakupy nie mając go w domu z kim zostawić, ale nie trzęsłam nim jak workiem kartofli gdy zaczynał marudzić, tylko ewakuowałam się jak najszybciej na ulicę. Raczej na siebie byłam zła, że pcham się z małym między szmaty by zaspokoić swoją próżność lub kupić niezbędną rzecz.
To tyle na szybko na wtorkowy wieczór. Wiecie, że za trzy dni znów weekend?
Ciekawe czy fajnie jest parkować łódką przy domu, zamiast autem:) Ciekawe co robią jak lód zima skuje:)
Kurczę, chyba o mnie zapomnieli....
niedziela, 10 listopada 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)