Obserwatorzy

niedziela, 29 września 2013

Kółka wzajemnej adoracji.




Kupuję czasami kolorowe gazety. Takie co to duży nakład, dużo obrazków, mało treści, a objętość niewielka. Mozna taką literaturkę w dziesięć minut od deski do deski przeoglądnąć. Kupiłam tym razem ze względu na film. Co prawda mąż nie lubi reżyserki, też nie przepadam, ale czytałam książkę i chciałam zobaczyć jak poradziła sobie z adaptacją książki. 
Przy okazji "przeleciałam" słowo pisane. I coś mi tu nie gra. Na stronie tytułowej pewna celebrytka. W środku z nią wywiad, a na tylnej okładce ta sama osoba...w olbrzymiej reklamie pewnego produktu. Jak by tego było mało - w kronice towarzyskiej też ona otoczona innymi znanymi postaciami ze strony drugiej i czwartej tegoż czasopisma. Cos mi to przypomina. Wzajemne półuśmiechy, uściski, pani N wyróżnia panią B, pani B zaprasza do współpracy panią D, która jest przyjaciółką i współpracownicą pani N. I tak dalej i tak dalej. Sielanka trwa, towarzystwo wzajemnej adoracji ma się doskonale, a ty szary czlowieku poczytaj jak się bawią polscy wielcy tego świata, co oczywiście nie jest domeną tylko polską. KWA są stare jak świat! 


środa, 18 września 2013

Europejskie getto okiem mego aparatu.


Dzielnica Unii Europejskiej. Przestrzeń rozciągająca się pomiędzy stacjami metra: Schuman, Arts-loi i Trone. Ograniczona dwiema ruchliwymi, jednokierunkowymi arteriami: Rue de la Loi i Rue Belliard. W godzinach szczytu stają się nieprzejezdne. Ta dzielnica budzi mieszane uczucia. Została wybudowana na potrzeby Unii Europejskiej z pominięciem jakichkolwiek zasad urbanistycznych. Mieści się tu ponad trzy miliony powierzchni biurowej, ale to i tak za malo dla rozbuchanej do granic możliwości administracji unijnej. 



Przy budowie tej bezdusznej szarej dzielnicy nie obowiązywały żadne prawa. Rządziła "wolna amerykanka", której przejawem była dewastacja i calkowite zburzenie ponad stu secesyjnych perełek architektonicznych. W ich miejsce powstały budowle ze szkła i aluminium. Nadal ciągle cos się burzy, buduje, wynajmuje, sprzedaje. Proceder ten był już wielokrotnie opisywany i dyskutowany w różnych mediach. Rozmaite grupy wpływów doprowadzają do ruiny całkiem solidne domy, po to by sprzedać ja grosze zaprzyjaźnionym firmom, a te budują i sprzedają, bądź wynajmują nowe budynki zarabiając fortuny. Ręka rękę myje. 
W weekend ta tętniąca życiem dzielnica zamienia się w wymarłe betonowe miasto. Zamknięte sa sklepy, bary, restauracje. Ta szarość i monumentalność robi przygnębiające wrażenie. 



Belgowie nie darzą sympatią tego miejsca, ani ludzi tu pracujących. Eurokratów uważa się za ludzi izolujących się od innych, wybrańców losu, stanowiących elitę zarozumialców, którym się wszystko należy. Mają swój żargon, rytuały, swój specyficzny sposób spędzania wolnego czasu, nie asymilują się z resztą społeczności. Dzielnica europejska to według Belgów "bezduszna strefa administracyjna", "getto białych kołnierzyków", "apartheid ekonomiczno-społeczny". 




Tak wygląda weekend w dzielnicy europejskiej, nie uświadczysz człowieka na ulicy, miasto-widmo.






Bardzo często "zalatuje" mi klimatami PRLu jeśli chodzi o autopromocję i propagandę sukcesu.







Siedziba Komisji Europejskiej. Kiedy okazało się, że jest zbudowana z materiałów zawierających rakotwórczy azbest, rozpoczęto żmudny proces remontu. Pochłonął on tak olbrzymie pieniądze, że zaangażowani w projekt pogubili się w tych sumach... 







niedziela, 15 września 2013

Męska spostrzegawczość



Ci co śledzą mego drugiego bloga: la violette, zapewne wiedzą, że stara baba czyli ja postanowiła nauczyć się pływać. Mąż na początku patrzył sceptycznie, myślał, że mi przejdzie jak i inne słomiane zapały, ale baba, czyli ja we własnej osobie uparcie i wytrwale uczęszczam na lekcje i pilnie trenuję pod czujnym okiem pana instruktora. No może nie takim czujnym, bo raz jak je ode mnie oderwał i wdał się w pogawędkę ze swoimi znajomymi, to się o mało co nie utopiłam, ale wszystko dobrze się skończyło bo pan ratownik przytomnie rzucił się na pomoc. Ale ja nie o tym.

Otóż mój małżon pomyślał, że jednak będą ze mnie ludzie, popatrzył na mnie krytycznym okiem i rzekł:
- Ty naprawdę chyba będziesz pływać. Trzeba cię profesjonalnie ubrać. I pojechaliśmy zakupić co trzeba. Wyposażyliśmy mnie od stóp do głów, z wyjątkiem okularków, bo te pożyczył mi pan ratownik, tak na dłużej.  Na następna lekcję zachodzę w nowym stroju, nowym czepku, z nowym profesjonalnym ręcznikiem (co to niby wodę absorbuje do kilkadziesięciokrotności swojej powierzchni). Ba! Nawet nowe klapeczki kupiłam. Tylko okularki stare. Te pożyczone.
Pan instruktor z iście męską spostrzegawczością zakrzyknął na mój widok: 
- O! Kupiłaś sobie nowe okulary! - wiecie, w myśl zasady, że gdzieś dzwoni, tylko nie wiadomo w którym kościele. 
- Okulary są akurat stare...
- Hmm, to są te, które ci dałem? - z konsternacją podrapał sie po głowie - bo jakoś tak inaczej wyglądasz...
Cóż... Pomyślałam, że nie ma sensu chłopu tłumaczyć, że nowy strój, klapeczki... Facet facetem. Dobrze, że chociaż te swoje stare okulary dojrzał w innym, nowym świetle.


Przypomniał mi się taki żart wyczytany gdzieś w prasie. Dziewczyna, która chodziła jak ja na naukę pływania, spotkała kiedyś na mieście swego instruktora, który był z żoną. Ukłoniła mu się, a on zdumiony zawołał: 
- Kompletnie cię nie poznałem. Wiesz, bez ubrania wyglądasz zupełnie inaczej! Nie trzeba mówić jaką minę miała jego żona w tym momencie. Bo takt i dyplomacja to druga ważna cecha mężczyzn obok spostrzegawczości. Fajni są ci nasi panowie. Zabawni.

czwartek, 5 września 2013

Uff, jak gorąco!


Jakie upały! Dziś było 34 stopni w cieniu. Kto to wytrzyma! Uff.


To jest ponad siły normalnego psa!


Woda gasi pragnienie tylko na chwilę...


Mamy tego serdecznie z Kajetem dosyć. Już chyba wolę belgijską porę deszczową! Podczas deszczu dobrze drzemie się na kanapie lub ogląda z panem telewizję w ulubionym fotelu.