Na ulicy na której mieszkam, po jednej stronie stoją
prywatne domy, a po drugiej rozciąga się
osiedle domków “komunalnych”. Może za piękne
nie są, jak to lokale komunalne, tyle że od polskich socjalnych mieszkań różnią
się jak dzień i noc.
Niejedna polska rodzina marzy o takim standarcie. Wnętrza
tych domów są funkcjonalne i bardzo wygodne: kuchna, salon z jadalnią, obowiązkowo 2-3 sypialnie, garaż i niemały ogródek
z tyłu. Poza tym jak na zdjęciach widać, wygodny, na dwa auta, podjazd z przodu…
Cóż, każde państwo kraje jak mu materii staje i nie
konkurować nam z tymi lepiej od nas rozwiniętymi. Ja zupełnie o czym innym
chciałam: o dobrej woli lokalnych i państwowych władz.
Bo przecież można ludziom wyjść na przeciw.
Gdy “Komuna” ( Commune)
czyli lokalny urząd zatwierdził i wybudował osiedle domków socjalnych, burmistrz
mojej miejscowości zaproponował ich lokatorom wykupienie domów na własność. Dla
większości z nich była to jedyna okazja “dorobienia się” własnych czterech ścian.
Bez źadnych “zdolności kredytowych, (których oczywiście nie posiadali, bo gdyby
mieli to by nie mieszkali w socjalnych lokalach), poźyczek i całej tej drogi
przez mękę. Po prostu w ramach niewielkiego czynszu 300-400 euro ( podczas gdy
wynajem domu w tej okolicy normalnie to 1000-1500 euro/miesiąc) spłacali raty
za dom. Większość mieszkańców skwapliwie skorzystała z tej propozycji. Po 20
latach większość domów była w rękach prywatnych właścicieli. Sąsiad opowiadał
mi, że zrobiono wówczas wielką fetę, na ulice wystawiono grille, grała muzyka,
a sąsiedzi jedli kiełbaski i pili piwo. Cieszyli się, bo mieszkali na swoim.
Czyli można budować “tanie państwo” przyjazne
obywatelowi? Można! Szkoda tylko, że gdzie indziej niż na d Wisłą…